Dlaczego Inwestuję?

Dlaczego Inwestuję?

Osobiste Motywacje i Cel

Moment, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z inwestowaniem , miał miejsce w 2005 roku kiedy rozpocząłem letnią praktykę między drugim a trzecim rokiem studiów, a później podjąłem pracę dorywczą jako programista w firmie Sygnity, wówczas znanej jako ComputerLand i notowanej na GPW w WIG20. Pracowałem tam 20-25 godzin tygodniowo. W kuchni firmy zawsze znajdował się stojak z darmowymi egzemplarzami gazety „Parkiet”, którą z zaciekawieniem przeglądałem każdego dnia. Jeden z kolegów, widząc moje zainteresowanie, zaczął żartobliwie nazywać mnie „maklerem”.

Nie zacząłem inwestować od razu. Moje pierwsze próby na giełdzie przyszły dopiero latem 2006 roku, ale były zupełnie nieprzemyślane i pozbawione jakiegokolwiek przygotowania. Jako student-programista, którego rodzice nadal wspierali, miałem trochę nadwyżek finansowych, które dość łatwo się gromadziły (zawsze byłem oszczędny), dzięki czemu mogłem zaryzykować. Założyłem konto eMakler w mBanku i dokonałem pierwszych zakupów: akcje TPSA (obecnie Orange), które uznałem za stabilne. Do tego dokupiłem „groszowe” akcje o dużej zmienności, licząc na szybki zysk. Mój plan, opracowany w kilka sekund, zakładał tani zakup i droższą sprzedaż, co miało przynieść szybki zysk. Na krótkoterminowych transakcjach nawet coś zarobiłem, ale szybko przekonałem się, że śledzenie wykresów dla niewielkiego dochodu nie jest czymś dla mnie. Cały ten eksperyment zakończył się na mniej więcej zero, a ja stwierdziłem, że chyba nie jestem stworzony do inwestowania.

Decyzja o zaprzestaniu inwestowania była równie pochopna, jak sama decyzja o jego rozpoczęciu. Giełda jednak się do czegoś przydała na studiach – na jednym z przedmiotów zrobiłem prezentację o działaniu giełdy w szczególności o tajnikach system składania zleceń, wyliczania cen otwarcia/zamknięcia, itp. Potem temat inwestowania na długo zniknął z mojej codzienności.

Jesienią 2007 roku udało mi się zaoszczędzić około 30 tysięcy złotych, a wówczas rynek nieruchomości przeżywał bańkę. Z czasem i ja poczułem jej wpływ, choć w tamtym momencie nie myślałem o tym w kategoriach FOMO. Wierzyłem raczej, że „trzeba gdzieś mieszkać”, a skoro ceny nieruchomości rosną, warto kupić mieszkanie. Zakupiłem więc dziurę w ziemi – inwestycję, która zakończyła się dopiero wiosną 2009 roku – a większość oszczędności przeznaczyłem na wykończenie mieszkania. W 2007 zdecydowałem się na kredyt we frankach, który miał pokryć 100% wartości nieruchomości; jego rata miała wynosić maksymalnie 50% moich zarobków. Wydawało mi się, że sytuacja jest stabilna, ale kiedy w 2009 roku CHF wystrzelił, zaczęły się problemy. Mimo oszczędnego trybu życia, moje miesięczne wydatki zaczęły przekraczać dochody.

W 2011 roku sytuację chwilowo poprawiła gotówka z prezentów ślubnych, a Rodzice opłacili samo wesele, co pozwoliło mi chwilowo odetchnąć. Jednak w kolejnych miesiącach rata kredytu pochłaniała aż 65-75% moich zarobków, CHF ciągle tylko szedł w górę. W 2012 roku dotarłem niemal na skraj bankructwa, a moje oszczędności się wyczerpały. Rozważałem renegocjację warunków kredytu, ale w międzyczasie Tato po raz kolejny pomógł mi finansowo, przelewając środki na jedną ratę kredytu, co dało mi kolejne kilka miesięcy na poszukiwanie rozwiązania. Udało mi się wynegocjować podwyżkę w pracy, a w kolejnym roku kolejną, dzięki czemu problem z płynnością został rozwiązany, a nawet mogłem wrócić do oszczędzania.

Te doświadczenia nauczyły mnie wiele o potrzebie posiadania wiedzy finansowej. Patrząc wstecz, wiem, że brak wiedzy o kredytach i ryzykach walutowych niemalże doprowadził mnie do ruiny. Na szczęście życie potoczyło się łagodniej.

W latach 2013-2017, dzięki konsekwencji i oszczędności, zdołałem zgromadzić około 80 tysięcy złotych. Pojawiła się potrzeba zakupu auta, które ostatecznie kupiłem – połowę kwoty zapłaciłem od razu, a resztę spłaciłem w ciągu roku.

W międzyczasie, wiosną 2018 roku, zaszły nieoczekiwane zmiany w pracy – klient z których od lat współpracowałem anulował duży kontrakt, nad zespołem, którym zarządzałem zawisła istotna niepewność, a moje stanowisko było do zlikwidowania. Znalazłem się w sytuacji, w której niemal nie miałem oszczędności, a w przypadku zwolnienia musiałbym błyskawicznie znaleźć nową pracę. W tamtym momencie zrozumiałem, że potrzebuję planu B. Chciałem zbudować takie zaplecze finansowe, by w przyszłości nie martwić się o stabilność zatrudnienia i być w pełni niezależny finansowo.

Latem 2018 roku zacząłem czytać o inwestowaniu – giełda, nieruchomości, finanse osobiste – i doszedłem do wniosku, że to właśnie inwestowanie będzie moim planem B. Postanowiłem, że od teraz zacznę budować swoją przyszłość i dążyć do finansowej niezależności. Z 11 500 złotymi na start, które zostały po spłaceniu auta, rozpocząłem swoją przygodę z inwestowaniem, którą tym razem chciałem oprzeć na solidnej edukacji i przemyślanej strategii.

Od tamtej pory sukcesywnie co miesiąc odkładam dodatkowe środki. Co do zasady, pieniądze płyną tylko w jedną stronę – planuję budżet, przyjmując sensowny bufor bezpieczeństwa na nieprzewidziane sytuacje, a zaraz po przelewie od pracodawcy płacę pierw sobie, dokonując przelewu na rachunek dedykowany do inwestycji.

Obecnie suma moich inwestycji pozwalałaby na co najmniej dekadę życia bez potrzeby pracy zarobkowej. Po drodze redefiniowałem także moje "dlaczego". Z jednej strony obecna suma inwestycji to solidne zabezpieczenie finansowe (dekada to naprawdę długo), z drugiej – nie dążę do FIRE, emerytura ani mi w głowie. Po trzecie, inwestowanie stało się dla mnie na tyle ciekawe i wciągające, że chciałbym zaprojektować swoje życie w taki sposób, aby docelowo zamienić pracę na etacie na pracę na/dla siebie jako inwestor indywidualny.

Nie przyszedłem na świat z wiedzą o finansach ani z umiejętnością zarządzania nimi. Nie ustrzegłem się poważnych błędów, a i okresy nadmiernych wydatków nie były mi obce. Przeszedłem przez czas zarządzania pieniędzmi bez planu, dokonując decyzji, które dziś z perspektywy oceniam jako błędy. Dopiero z czasem, dzięki tym życiowym doświadczeniom i własnej edukacji, nauczyłem się podejmować bardziej świadome decyzje. Każdy krok, także te mniej trafione, przybliżył mnie do miejsca, w którym jestem dziś – i do obecnej filozofii inwestowania, która stała się fundamentem moich działań.

Brak komentarzy
Szukaj